niedziela, 21 czerwca 2015

Autyzm - złodziej marzeń...złodziej życia !

Dzisiaj jest taki dzień,że myśli błądzą,a głowa jest przepełniona samymi negatywnymi przemyśleniami !


Nie od dzisiaj wiem ile autyzm nam zabrał...ile marzeń zaprzepaścił...,ale to właśnie dzisiaj te myśli opanowały moją głowa...
w ogóle całą mnie !

Nie mieliśmy dużych wymagań..nie chcieliśmy,żeby Nasz syn był prawnikiem albo lekarzem,ale po prostu żeby był zwykłym szczęśliwym dzieckiem, które pójdzie do przedszkola, chcieliśmy robić mu super urodziny dla niego i kolegów, która pogra z tatą w piłkę,czy takim, które tak po prostu wyjdzie z Nami chętnie na spacer.
A tu.....
Nic....
Wielkie Nic....
Przedszkole, koledzy, gra w piłkę - to tylko niedoścignione pragnienia, które do dziś są czymś niewyobrażalnie ciężkim do zrobienia.
On nie ma normalnego dzieciństwa , które tak bardzo chcieliśmy mu dać..
Chcieliśmy "zainwestować" w synka cały swój czas i całą swoją energię,by kiedyś mógł powiedzieć,że daliśmy mu wszytko czego tak naprawdę potrzebował.
Jeszcze bardziej to boli,bo Igorek był planowanym dzieckiem...tak bardzo wyczekiwanym...dzieckiem z miłości...
połączeniem dwojga tak odmiennych i kochających się ludzi..
Nosiłam go pod sercem 8 miesięcy,a teraz na zwykłe przytulenie muszę czekać,aż mój syn udostępni mi kawałek swojej przestrzeni bym mogła wedrzeć się na kilka sekund, by objąć go i przycisnąć do swojego serduszka...
Inne czułości to dla Nas marzenia...
to jak chęć przepłynięcia Oceanu Spokojnego nie umiejąc pływać...
Czekam....
Może kiedyś choć przez chwilkę będzie mi dane być prawdziwą mamą...
mamą do której syn będzie mówił, przytulał się, a czasami nawet coś odpyskuje..
Teraz nie mogę być idealną mamą....,a my nie możemy być taką zwykłą rodziną, która razem przeżywa każdy dzień i która razem robi masę ciekawych rzeczy..

Dziękuje mężowi,że się nie wystraszył,że trwa z nami w tym problematycznym świecie..,że mimo, iż synowi daleko do ideału, kocha go i go nie odrzucił w pogodni za marzeniami grania w piłkę czy wędkowania z synkiem..,że nauczył się cieszyć z tego co ma,choć wiem,że czasami zżera go od środa...a najbardziej dziękuje mu za to,że nigdy nie usłyszałam od niego,że to moja wina,że Igor jest chory i ,że to ja urodziłam mu chorego syna...
Mam nadzieję,że życie i syn kiedyś mu to wynagrodzi :) ,że jeszcze nie jedną rybę razem wyciągną i nie raz będą takim zwykłym tatą i synem ! ♥

Dziękuje moich wspaniałym rodzicom,że to dzięki nim mam czas na oddech, no robienie czegoś więcej niż sprzątanie, gotowanie, jeżdżenie na terapię i rehabilitowanie syna...,że dają mi chwilę czasu,abym nie zapominała o sobie i o tym,że w tym wszystkim też jestem choć trochę ważna..
,że angażują się w Igorka i poświęcają mu swój czas i swoją energię...,że mimo, iż jest chory nie odwrócili się od niego,a wręcz przeciwnie pomagają Nam przywrócić go światu !
Jesteście przykładem ludzi, którzy dają czasami nawet więcej niż posiadają i którzy kochają mojego synka tak samo jak w dzień kiedy pojawił się na świecie i mimo choroby nie przestaliście go kochać.
Oby życie jakoś to Wam wynagrodziło ♥

A ja.....
Kocham synka najmocniej jak potrafię....
Moja egzystencja jest zależna od niego...
I on niestety jest zależny ode mnie..

Ale liczę bardzo na taki dzień,że nie będziemy od siebie zależni..
,że staniemy się po prostu zwykłą kochającą się rodziną...
Nie idealną, dalej trochę dziwną,ale jednak szczęśliwą rodziną !

sobota, 13 czerwca 2015

Dni Babimostu - i pierwsza w życiu karuzela !

Pełna wiary w syna i swoje siły postanowiłam wybrać się z Igorkiem na dni Babimostu. Niby nic szczególnego,ale chciałam wziąć go do ludzi i zobaczyć jak to będzie.
Po niewielkich perturbacjach dotarliśmy na miejsce.
Wypuściłam syna z jego "karocy" i pozwoliłam mu dumnie kroczyć po zielonej trawce. Poszliśmy kupić piłkę (nagroda - za nie najgorsze dotarcie do celu) i usiedliśmy na drewnianej ławce. Igorek posiedział przy mnie i to całe 3 ,a może nawet 4 minuty,a jak na niego to bardzooo dużo. 
Nagle znudziło mu się bezsensowne przesiadywanie i ruszył przed siebie. 
Udało mi się wziąć go by kupić wodę,a potem pokazałam synkowi karuzele....
Ciężko stwierdzić czy mu się spodobały,ale podążyliśmy w tamtym kierunku :)
Po dotarciu do "krainy zabaw" postanowiłam zapytać synka czy chcę się przejechać : i wtedy z jego ust jak balsam na moje uszy wybrzmiało : TA ! Ucieszyłam się jak małe dziecko i pokazałam gdzie musimy iść,żeby kupić bilet. Lekko oponował,ale po chwili mieliśmy w ręku upragniony żeton na kilka minut extra zabawy.
Troszkę się bałam ,ale posadziłam synka w samochodziku i czekałam na jego reakcje...
Nagle karuzela ruszyła..kręciła się w koło sprawiając radość mojemu dziecku..
Zobaczyłam na jego twarzy uśmiech...nie wymuszony, czy wyuczony,ale taki po prostu dziecięcy uśmiech. Widząc go radosnego wśród zdrowych dzieci, robiącego dokładnie to co one łzy same płynęły mi z oczu... Wydawał się w tamtej chwili taki normalny.....zdrowy chłopiec , po którym nie było widać choroby, który pięknie wtapiał się w tłum z neurotypowymi dzieciaczkami.....
I nie ważne,że potem znowu zaczęły się problemy i autystyczne zachowania,bo choć przez chwilkę mogłam poczuć jak to jest mieć "normalnego" synka....
Szczęśliwego synka.....
Oby takich momentów w naszym życiu było jak najwięcej ♥