Pełna wiary w syna i swoje siły postanowiłam wybrać się z Igorkiem na dni Babimostu. Niby nic szczególnego,ale chciałam wziąć go do ludzi i zobaczyć jak to będzie.
Po niewielkich perturbacjach dotarliśmy na miejsce.
Wypuściłam syna z jego "karocy" i pozwoliłam mu dumnie kroczyć po zielonej trawce. Poszliśmy kupić piłkę (nagroda - za nie najgorsze dotarcie do celu) i usiedliśmy na drewnianej ławce. Igorek posiedział przy mnie i to całe 3 ,a może nawet 4 minuty,a jak na niego to bardzooo dużo.
Nagle znudziło mu się bezsensowne przesiadywanie i ruszył przed siebie.
Udało mi się wziąć go by kupić wodę,a potem pokazałam synkowi karuzele....
Ciężko stwierdzić czy mu się spodobały,ale podążyliśmy w tamtym kierunku :)
Po dotarciu do "krainy zabaw" postanowiłam zapytać synka czy chcę się przejechać : i wtedy z jego ust jak balsam na moje uszy wybrzmiało : TA ! Ucieszyłam się jak małe dziecko i pokazałam gdzie musimy iść,żeby kupić bilet. Lekko oponował,ale po chwili mieliśmy w ręku upragniony żeton na kilka minut extra zabawy.
Troszkę się bałam ,ale posadziłam synka w samochodziku i czekałam na jego reakcje...
Nagle karuzela ruszyła..kręciła się w koło sprawiając radość mojemu dziecku..
Zobaczyłam na jego twarzy uśmiech...nie wymuszony, czy wyuczony,ale taki po prostu dziecięcy uśmiech. Widząc go radosnego wśród zdrowych dzieci, robiącego dokładnie to co one łzy same płynęły mi z oczu... Wydawał się w tamtej chwili taki normalny.....zdrowy chłopiec , po którym nie było widać choroby, który pięknie wtapiał się w tłum z neurotypowymi dzieciaczkami.....
I nie ważne,że potem znowu zaczęły się problemy i autystyczne zachowania,bo choć przez chwilkę mogłam poczuć jak to jest mieć "normalnego" synka....
Szczęśliwego synka.....
Oby takich momentów w naszym życiu było jak najwięcej ♥
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz